Sztolnia w Wielisławce     zaginiona kopalnia
Wyjazd: 2013-05-03  
   Wielisławka jest od dłuższego czasu mekką wszelakiej maści poszukiwaczy skarbów. Zapewne jest to efektem wskazywania tego miejsca jako jednego z domniemanych miejsc ukrycia legendarnego Złota Wrocławia - 7 ton depozytów bankowych (złoto, biżuteria, klejnoty) wywiezionych z Breslau tuż przed nadejściem Armii Czerwonej.

Z faktów dotyczących czasów wcześniejszych wynika, że w 1403 r. Urząd Górniczy w Świdnicy wydał przywilej górniczy dotyczący Sędziszowej (miejscowość u podnóża góry) dla Piotra z Reyn, mieszczanina z Pragi. W XVI i XVII w. eksploatowano tu niewielkie pierwotne złoże złota i srebra. Analizy wykazały tu stosunkowo dużą zawartość kruszców: na tonę skały 18 g złota i 64 g srebra.

Planując w 2008 roku urlop, a po przeczytaniu ciekawego artykułu na Betonecie, postanowiłem, że wrzucimy odwiedzenie tego miejsca w plan wycieczki. Wyposażeni w papierową mapę, wydaną przez lokalne wydawnictwo, ruszyliśmy w plener. Poszukiwania zakończyły się fiaskiem - jak się okazało, sztolnia była zaznaczona w złym miejscu. Oprócz zwiedzenia Organów Wielisławskich i ruin schroniska na szczycie, na właściwą sztolnię nie natrafiliśmy. Zajrzeliśmy tylko przez szczelinę do zamkniętej piwniczki przy młynie, którą wiele osób wskazuje błędnie jako wejście do kopalnii.

Wybierając się na majówkę w Góry Kaczawskie, zrobiłem research po wszelakich stronach i forach, gdzie ostatecznie udało mi się natrafić na relację ze zwiedzania interesującego nas miejsca. Pociągnięta za język Buba (z tegoż miejsca chciałem podziękować jej za naprowadzenie), opisała mniej więcej okolicę, w której należy szukać wejścia do chodnika.

Na miejsce dotarliśmy pod wieczór. Wstępnie spenetrowaliśmy chodnik, nazywany "Jaskinią Wielisławską", a dobrze widoczny z drogi Świerzawa - Złotoryja. Niski, krótki, zawał na końcu. Nic specjalnego.

Wejście do legendarnej sztolni było dla mnie clou programu, dlatego nie odpuściłem i pociągnałem za sobą całą czteroosobową grupę na poszukiwania. Krótkie podejście pod górę i obejrzenie napotkanego osuwiska ziemi niestety nic nie dały. Lekko zrezygnowani ruszyliśmy w stronę młyna. Trochę instynktownie szukaliśmy opodal rzeki i instynkt nas nie zawiódł. Na stromym zboczu, między korzeniami, w końcu wypatrzyliśmy trójkątny otwór. Jeszcze tylko krótka dyskusja czy wchodzimy bez specjalnych ubrań (na wejściu i przy jednym osuwisku było trochę błota) i dałem nura w głąb otworu. Ilość i długość zastanych w środku chodników była dla wszystkich bardzo zaskakująca.

Przed wyprawą pozwoliłem sobie poprawić mapę opracowaną onegdaj przez Vampira. Po jej zorientowaniu, odwzorowaniu długości chodników i naniesieniu na zdjęcie satelitarne układ korytarzy jest na chwilę obecną mniej więcej następujący:

Plan chodników sztolni w Wielisławce

Po zwiedzeniu większości korytarzy zrobiliśmy pamiątkowe fotki i udaliśmy się ku wyjściu. Ubrudzeni i szczęśliwi, bo jak wiadomo ludzie dzielą się na czystych i szczęśliwych, ostatecznie wyczołgaliśmy się cało na świeże powietrze.

Przechodząc obok młyna, spotkaliśmy gospodarza pobliskiego domu, czujnie pilnującego poziomu wody w Kaczawie. Po krótkiej pogawędce i zdradzeniu celu naszej wizyty usłyszeliśmy opowieść o zawalonych chodnikach, w których ganiał za młodu. Podobno można nimi było dotrzeć aż pod środek góry, skąd przez szyb było widać niebo... Tylko pozazdrościć. Zmęczeni dniem pełnym wrażeń podążyliśmy w stronę miejsca naszego spoczynku.


Słowa kluczowe: Sędziszowa , Góry Kaczawskie , Dolnośląskie , sztolnia , tajemnicze miejsce .
1317 odsłon(y)

  Mapa


Skróty Mapa  
Galeria
Kliknij na zdjęciu aby je powiększyć.


   Przez świat Po kraju Góry Kaczawskie Podziemny świat Sztolnia w Wielisławce

© 2009-2024 tboniasty